22kilo

„70 zup”, czyli kilkadziesiąt pomysłów na smaczne pierwsze danie

„70 zup”, czyli kilkadziesiąt pomysłów na smaczne pierwsze danie

1 Comment

Lubię zupy. Lista ich zalet jest długa: są (zazwyczaj) proste do wykonania, tanie, lekkie i nietuczące. Prawdopodobieństwo, że mój synek zje zupę jest też znacznie wyższe niż zjedzenia obiadu z kaszy/ziemniaków, mięsa i surówki. Nawet jeśli wiem, że zupa jest dla niego tylko pretekstem do jedzenia grzanek. Mimo mojej miłości do „pierwszego dania”, mój zupny repertuar był dotychczas bardzo mocno ograniczony i składał się z rosołu oraz zup kremów robionych z tego, co akurat zalegało w lodówce (wszak zupa krem najlepiej pasuje do grzanek). Dlatego stwierdziłam, że książka z przepisami na 70 zup to pozycja idealna dla mnie.

Monikę Mrozowską, autorkę książki „Zupy moc. 70 przepisów na zupy odchudzające, uodparniające, regenerujące i inne”, większość z Was kojarzy pewnie z popularnego serialu „Rodzina Zastępcza”. Okazuje się, że serialowa Majka od pewnego czasu zajmuje się pisaniem książek o zdrowej kuchni i wydała już ich kilka, m.in. o żywieniu podczas ciąży, o pomysłach na zdrowe i niskobudżetowe posiłki czy zdrowe słodycze. Nie znam poprzednich książek, ale ta o zupach całkiem mi się podoba. Czemu „całkiem”, a nie „bardzo”? O tym dowiecie się z dalszej części recenzji.

Ukraińska jucha z kaszą i ziemniakami

Przygotowując ten wpis dla Was najpierw przetestowałam kilka przepisów. Czemu nie wszystkie, być może spytacie. No cóż, w książce jest ich aż 70 – gdybym chciała sprawdzić je wszystkie, musiałabym gotować codziennie inną zupę przez dwa i pół miesiąca! Sporo, prawda? Poza tym odpadły typowe zimowe zupy o działaniu rozgrzewającym, których nie byłabym w stanie przygotować w te niekończące się upały. Zresztą sama książka przypadła mi do gustu jeszcze zanim zaczęłam cokolwiek gotować. Jak na książkę kulinarną, czyta się ją bardzo przyjemnie. To dlatego, że niemal każdy z przepisów jest opatrzony krótką notką, a to na temat wartości odżywczych zawartych w składnikach, a to na temat pochodzenia dania, a to na temat jak wygląda „prawdziwa”, to jest mięsna wersja. Tak, tak, wszystkie przepisy zawarte w tej książce są wegetariańskie, miłośnicy mięsa nie znajdą tutaj nic dla siebie. I to jest dla mnie pierwszy minus tej książki – bo choć nie mam nic przeciwko pozycjom wegetariańskim, to nigdzie na okładce nie znajdziemy informacji, że są to dania wyłącznie bezmięsne. A to jest już dla mnie wprowadzaniem czytelnika w błąd. Poza tym, czy taki opis zupy mającej uśmierzać objawy kaca nie brzmi po prostu śmiesznie?: „Korhelyleves (zupa moczymordy) to tradycyjna zupa węgierska. W oryginalnych przepisach występuje smalec, który ja zastępuję olejem kokosowym, oraz wędzonka, którą wymieniłam na podsmażone tofu”.

Makai sorba, czyli zupa z kukurydzą (z puszki). Wystarczyło przetrzeć ją przez sito, by znacznie zyskała na smaku

Skoro w książce nie ma mięsa, to co w niej jest? 70 zup o różnym pochodzeniu. Znajdą się tutaj polskie standardy, jak marchewkowa (testowałam, jest świetna) czy ogórkowa. Sporo też pozycji europejskich – wspomniana wyżej zupa moczymordy to nie jedyna propozycja z Węgier. Znajdziemy tu także zupy z Grecji, Włoch, Hiszpanii (np. białe i tradycyjne gazpacho, testowałam obie). Ale nie brak też propozycji dalekowschodnich, z modnej kuchni azjatyckiej. Moje kimchi z przepisu Moniki właśnie odstaje swoje w piwnicy, ale ogólnie skupiłam się na propozycjach naszych europejskich sąsiadów.

Jak smakują zupy?

Wszystko to jest bardzo ciekawe, ale oczywiście gdy mówimy o jedzeniu liczy się jedno – smak. Czy proponowane przez Monikę zupy są smaczne? Różnie z tym bywa, niemal do każdej miałam jakieś „ale”. Przede wszystkim, były słabo doprawione. Kilka liści laurowych i parę kulek ziela angielskiego na 1,5 litra zupy to dość ubogo. No i oczywiście zawsze „sól i pieprz do smaku”, co jest o tyle problemem, że jeżeli jest to jakiś całkowicie nieznany mi przepis, to przecież nie wiem, jaki powinien być efekt. Lubię, kiedy ktoś w kwestiach przyprawiania prowadzi mnie za rękę prosto do smakowego nieba. Tutaj raczej muszę liczyć na własne wyczucie smaku, niestety. Kilka pierwszych zup miało też – w moim odczuciu – drobne usterki. Na przykład zupę z kukurydzy wystarczyło przetrzeć przez sito, by zdecydowanie polepszyć jej konsystencję (i żeby kawałki kukurydzy nie zaczepiały się malowniczo pomiędzy zębami). Takich przykładów miałam podać więcej, ale… ostatnio śpię maksymalnie po 5 godzin bez pobudki i mój mózg nie funkcjonuje tak, jakbym sobie tego życzyła.

Grzanki, czyli to co dzieci (i nie tylko!) lubią najbardziej

Mimo tego chętnie wracam do „70 zup”. Jest tam sporo pozycji, których nie znałam i które jeszcze chętnie wypróbuję. Jeśli lubicie zupy, ale nie zawsze macie na nie pomysł, z pewnością taka książka przypadnie Wam do gustu. Po prostu pamiętajcie, żeby czasem zawierzyć swojej kulinarnej intuicji i nie zawsze trzymać się dokładnie przepisu. Zresztą, zupy to tak wdzięczny temat do eksperymentów kulinarnych, że z pewnością wymyślicie coś dobrego.

najnowszy najstarszy oceniany
Powiadom o
Katarzyna
Gość

Bardzo fajny wpis. Ja bardzo lubię zupy i nie wyobrażam sobie obiadu bez nich.