22kilo

Kuchenne wpadki

Kuchenne wpadki

1 Comment

Zważony krem, surowe mięso, przypalony sos – każdemu z nas kiedyś się to zdarzyło. A jednak kuchenne wpadki nadal traktujemy jako dopust Boży, który powinien przydarzyć się każdemu, ale nie nam. 

Ostatnio wpadłam na pomysł, żeby w ramach prezentu imieninowegoupiec tort dla teścia – czasem wpadam na takie głupie pomysły. Poinformowaliśmy o tym teściów, żeby wzięli to pod uwagę przygotowując menu. To był błąd – w przeciwnym wypadku po prostu poszlibyśmy do sklepu, kupili coś innego, a tak stałam się skazana na dokończenie tortu.

Wszystko, co tylko mogło, poszło źle – biszkopt był smaczny, ale w ogóle nie urósł, poza tym moja blacha była zdecydowanie zbyt szeroka na podaną ilość ciasta. Zamiast dwóch razów piekłam więc trzy. Gotując budyń pomyliłam proporcje i zamiast odjąć 100 ml mleka od pół litra, dodałam 100 ml. Po raz pierwszy chyba w życiu krem mi się zważył – z powodów, których do dziś nie do końca rozumiem. Był co prawda smaczny, ale nie wyglądał zbyt zachęcająco. Przez zachwiane proporcje krem stał się zdecydowanie zbyt luźny, a że zbliżał się czas wyjścia, nie było już czasu, żeby odstawić go na dłużej do lodówki, żeby nieco stężał.

Mimo wszystko tort jakoś smakował (gorzej z prezencją), a jedzone na drugi dzień resztki były nawet całkiem dobre.

Irytujące wpadki

Po co o tym piszę? Po pierwsze wiem, że lubicie czytać o cudzych porażkach ;-). A mówiąc serio: często widzę, że nazbyt przejmujemy się naszymi drobnymi przecież wpadkami psując sobie humor z całego spotkania towarzyskiego. Zresztą, nie tylko sobie.

Ostatnio czytając Moje życie we Francji Julii Child natknęłam się na taki fragment:

Nie uznaję miotania się w wymówkach i biadolenia nad ugotowaną przez siebie potrawą. Kiedy gospodyni zaczyna kokietować gości zdaniami w rodzaju „Boże, jak ja nie umiem gotować…” albo „O ja nieszczęsna…” albo „Tego na pewno nie da się zjeść…”, koszmarem będą zapewnienia, że wszystko jest pyszne i doskonałe, bez względu na to, czy tak jest w istocie. Zresztą tego rodzaju wyznania jedynie zwracają uwagę na nasze wady (realne czy wyobrażone) i skłaniają drugą osobę do przyznania: „Fatycznie, masz rację, tego rzeczywiście nie da się zjeść!”. Może kot wpadł do gulaszu albo sałata zamarzła, albo placek oklapł – eh bien, tant pis!

Na ogół twoje gotowanie jest lepsze, niż ci się zdaje. A jeśli jedzenie jest naprawdę okropne, jak z pewnością było w przypadku mojej podróbki jaj po florencku, wtedy kucharka musi zacisnąć zęby, znieść to z uśmiechem i wyciągnąć wnioski z własnych błędów.

Bogatsza o tą mądrość życiową, nie odzywałam się w czasie posiłku, udając, że krem z widocznie wyraźnymi kawałkami masła to nic dziwnego, a niepasujący do całości dżem truskawkowy (to akurat wina przepisu – nie było sprecyzowane jakiego smaku użyć) pasuje idealnie. Zebrałam nawet pewne pochwały.

Zabawne wpadki

Takie kucharskie wpadki mogą z czasem z klęski przeistoczyć się w zabawne anegdoty, szczególnie jeżeli niewiele osób miało okazję zakosztować – i to dosłownie – naszej porażki. Mąż do dziś wypomina mi twardą cebulę z pewnej potrawy z duszoną kiełbasą, a pytanie o stan cebuli stało się naszym domowym żartem.

Niedawno postanowiłam przygotować sos miętowy na bazie karmelu z cukru muscavado. Nie jestem pewna co się stało – najprawdopodobniej cukier po prostu się przypalił, jeszcze za nim dodałam do niego miętę. Zamiast po prostu go wyrzuciś stwierdziłam, że może uratować go dodanie do niego buraków. Zadowolona z tego genialnego pomysłu na miarę Top Chefa i widząc już na blogu przepis na „buraki karmelizowane w sosie miętowym” szybko pocięłam na cienkie plastry obsychającego od tygodnia w lodówce buraka i dodałam go do ciemnej mazi. Nie, wbrew pozorom nie poprawiło to smaku sosu. Smaku starawego buraka zresztą też nie.

Zmęczona i niezadowolona wyszłam z kuchni informującmojego mężczyzę, że to on dziś przygotuje obiad, gdyż wyraźnie to nie jest mój dzień na gotowanie. Co ciekawe, mój kochany stwierdził, że sos nie jest taki zły (a zdecydowanie nie jest to typ osoby, która skłamie tylko po to, żeby poprawić mi humor). Co więcej, bez mojej zgody i wiedzy dodał go do obiadu – i smakowało całkiem nieźle ;-).

kuchenne wpadki 2

Rzeczone buraki w sosie miętowym. Zwróćcie uwagę na moją próbę ozdobienia talerza

Ostatnio zniszczyłam pożyczony mikser – byłam taka sprytna, że zakryłam ciasto ściereczką (wiedziałam, że będzie mocno pryskać). Zrobiłam to jednak tak niefortunnie, że ścierka wkręciła się w szprychy miksera i kompletnie je powyginała. Wszystko trwało nie więcej niż sekundę (mikser działa nadal, ale można używać tylko jednej „nóżki” na raz).

Podsumowując – nikt z nas nie jest doskonałym kucharzem i każdemu z nas mogą zdarzać się wpadki – szczególnie jeśli z jakąś potrawą mierzymy się po raz pierwszy. Nie warto płakać ani się zniechęcać – czasem to wina przepisu, czasem kiepskich produktów, czasem naszego roztrzepania. Jeżeli jedzenie jest wystarczająco dobre, by raczej je podać niż wyrzucić do śmietnika, trzeba zacisnąć zęby i jeść.

A Wy, pamiętacie swoje najgorsze wpadki kuchenne?

najnowszy najstarszy oceniany
Powiadom o
gadua
Gość
gadua

pierwszy obiad dla rodzinki, pierwszy w nowym mieszkaniu, nowej kuchni, wprost z nowego piekarnika. W przepisie ktoś napisał, że przygotowane przesmażone kawałki kurczaka trzeba wyjąć na talerz, później robimy sos z warzywami, a na koniec wylewamy sos do naczynia żaroodpornego, na wierzchu układamy kurczaka i pieczemy w piekarniku. Chciałam zaoszczędzić jeden talerzyk mniej do zmywania (choć miałam też zupełnie nową zmywarkę) i stwierdziłam – a co tam, jak włożę udka od razu do naczynia żaroodpornego, a sos wyleję na górę, to nic się nie stanie i tak ma się dusić wszystko w kupie. Nic bardziej mylnego – stało się. Gdy… Czytaj więcej »