Nie wiem, jak to się stało, że właśnie skończyłam 30 lat. Serio. Jeżeli ktoś wyrwałby mnie ze snu i zapytał o wiek, pewnie półprzytomnie odpowiedziałabym, że mam 26 lat, no może 28. Ale 30? To brzmi dziwnie. W końcu jeszcze rok temu kasjer w Lidlu pytał mnie o dowód, gdy kupowałam wino do obiadu…Kiedy byłam nastolatką i oglądałam sporo amerykańskim seriali komediowych w stylu Ally McBeal (kto by pomyślał, że Calista Flockhart jednak nie zrobi kariery?) wiek 30-tu lat wydawał mi się mocno zaawansowanym. Może dlatego, że dla bohaterów te okrągłe urodziny zawsze oznaczały niewesołe przemyślenia na temat ich związków , a raczej ich braku (wszyscy zawsze byli singlami, żeby fabuła mogła się jakoś rozwijać) czy marnych sukcesów w pracy. No cóż, może po prostu jako mama rozbrykanego dwulatka (który, notabene, także dziś obchodzi urodziny) nie mam czasu się nad tym zastanawiać :).
Nie znaczy to, że nie miałam planów na ten dzień. Miałam. Chciałam po raz pierwszy poczuć się naprawdę zadowoloną z moje sylwetki. Przeszłam na dietę, zaczęłam ćwiczyć 4 – 5 razy w tygodniu i właśnie dziś miałam zaprezentować Wam zdjęcie mojej nowej fit sylwetki. Jednak tego nie zrobię, ponieważ nie czas teraz i miejsce na dietę i wyczerpujący wysiłek fizyczny. Nie, nie. W najbliższym czasie czeka mnie coś znacznie ważniejszego, magicznego i pięknego. Tak, jestem w ciąży, pod sercem rośnie drugie cudowne maleństwo, które pod koniec tego roku przyjdzie na świat (pewnie, skoro pierwsze urodziło się w moje urodziny, to dlaczego drugie nie miałoby przyjść na świat w Boże Narodzenie?).
Postaram się, żeby ciąża i związane z nią niezbyt dobre samopoczucie jak najmniej wpłynęły na częstotliwość wpisów na blogu, ale pewnie niektórzy z Was już zauważyli, że znacznie mnie tu mniej ostatnio. Obiecuję jednak bardziej się starać ;). Dziękuję Wam za to, że jesteście ze mną i pozdrawiam Was cieplutko!
Najnowsze komentarze