Szybko dzielę się z Wami prostym przepisem na przygotowanie belony. Sezon na tą rybę jest krótki i zaraz się kończy, jeśli więc macie możliwość (i chęć) zakupienia tej ryby, lepiej się pospieszcie. Belona odwdzięczy się Wam pysznym smakiem i kolorowymi ośćmi.
Witajcie po niemal miesięcznej przerwie w publikowaniu nowych wpisów. Zupełnie tego nie planowałam! No cóż, częściowy powrót do pracy, urlop i coraz rzadsze drzemki dziecka nie sprzyjały pracy na blogu. Obiecuję, że teraz będę znowu odzywać się do Was regularnie. A wracając do przepisu i do samej belony…
Właściwie o belonie dowiedziałam się dopiero raptem rok temu. Często odwiedzałam wtedy gdyńską halę rybną i właśnie w maju na każdym stoisku pełno było tej dziwnej, długiej, węgorzowatej ryby o długim pysku pełnym ostrych zębów. Zanim odważyłam się kupić jedną, sezon na nie się skończył i musiałam czekać na nie cały rok. Tym razem pamiętałam i gdy tylko nadarzyła się okazja, kupiłam belonę. A raczej nie kupiłam, tylko wysłałam po nią męża, co miało jeden negatywny skutek: dostałam rybę niewypatroszoną. Jeżeli kupujecie rybę na hali rybnej albo nawet w sklepie rybnym, zawsze pytajcie o możliwość wypatroszenia ryby. Ja zawsze to robię i nigdy nie wiąże się to z żadną dodatkową opłatą. Zresztą nawet gdybym miała za to zapłacić, to biorąc pod uwagę czas i bałagan, uważam, że naprawdę warto. Swoją drogą patroszenie ryby okazało się proste i intuicyjne, choć w kilku miejscach pozostawiłam niewielkie fragmenty wnętrzności. Trzeba było je samodzielnie usuwać przy jedzeniu. Następnym razem będę bardziej uważna. Gorzej z odpadkami – trzeba było szybko wynieść śmieci!
Dlaczego sezon na belonę trwa tak krótko? Ponieważ właśnie w maju ta drapieżna ryba przypływa do Zatoki na tarło. Jest tu jej naprawdę dużo. Sama widziałam na molo w Gdyni Orłowie wędkarzy, którzy takie rybki wyciągali. Było to ogromną atrakcją dla turystów i mojego dwuletniego synka, a mnie napawało dumą, bo jako jedyna (poza wędkarzami) wiedziałam, co to za ryba ;). Jako ciekawostkę, którą wyczytałam na stronie dla wędkarzy, mogę podać, że zwyczajowo mówi się, że belona pojawia się wtedy, gdy zaczyna kwitnąć rzepak…
Przygotowanie:
Przejdźmy do sprawy najważniejszej na blogu kulinarnym, czyli jak taką belonę przygotować. Ja wybrałam najprostszą metodę, czyli pieczenie w folii. Niestety, musiałam te piękne rybki skrócić o głowę, inaczej nie zmieściłyby się w moim średniej wielkości piekarniku. Na dwie belony pokroiłam jedną cebulkę i kilka gałązek pietruszki, to wszystko posoliłam, dodałam pieprzu i wymieszałam. Takim farszem wypełniłam brzuszki ryb, zawinęłam całość w folię i włożyłam do piekarnika nagrzanego na 180°C na około 20 minut. Podałam z ziemniakami z wody i prostą sałatką z sałaty, rzodkiewki i pomidora z dressingiem oliwa + sok z cytryny + miód.
Rybka była miękka i bardzo smaczna, a jej jedzenie znacznie ułatwia fakt, że jej ości mają niebieski kolor (po upieczeniu). Nie musicie się więc martwić, że łatwo przegapicie jakąś ość!
Jeżeli macie możliwość kupienia świeżej belony, serdecznie Was do tego zachęcam. Szczególnie, że jest to ryba także bardzo tania. Ja za swoją płaciłam 10 zł za kilogram.
Pierwsze zdjęcie (z głowami ryb) źródło Pixabay
Najnowsze komentarze