22kilo

Pierwsze 17-dni mojej diety (foto)

Pierwsze 17-dni mojej diety (foto)

10 komentarzy

W środę skończyłam (znowu) pierwszy etap Diety 17-dniowej. To była moja pierwsza prawdziwa dieta odkąd urodziłam.

Ponad 3 lata temu pomyślałam DOSYĆ i zaczęłam się odchudzać. Po niespełna roku zamiast 75 kg moja waga pokazywała 53 kg. To był niezły wynik. Dzięki niemu mogłam ubrać piękną, obcisłą suknię ślubną i rozpocząć ciążę w dobrym zdrowiu i z dobrym wyglądem. W ciąży naprawdę starałam się zdrowo odżywiać i nie przytyć, niestety przybrałam na wadze aż 19 kg. To jednak nic – zbędne kilka kilogramów zrzuciłam w zaledwie 3 miesiące (stosując ten jadłospis). Karmienie piersią sprawiło, że z jednej strony musiałam być bardziej wybredna w kwestii tego, co jem (np. całkiem wykluczyć przetworzone jedzenie), a z drugiej strony moje zapotrzebowanie kaloryczne wzrosło z 1.700 kcal do około 2.200 kcal – to naprawdę dużo jedzenia.

po-tygodniu

Efekt odchudzania po tygodniu

po-17-dniach

Efekt odchudzania po 17 dniach

Dlaczego przytyłam

Jednak wszystko co dobre, szybko się kończy, a kiedyś trzeba przestać karmić piersią. A skoro już nie karmiłam piersią, to mogłam sobie pozwolić na więcej. Jednocześnie zaczęłam mieć też mniej ruchu – bo zamiast łazić z maluchem śpiącym w wózku przez 3 godziny, zaczęłam wychodzić na spacery z roczniakiem, który idzie na własnych nóżkach przez minutę, a potem stoi przez dwie.

Kilka miesięcy temu przestałam też codziennie się ważyć (dziecko zbiło wagę), a przez to przestałam tak bardzo zważać na to, czy tyję czy nie. Stałam się zbyt arogancka – wydawało mi się, że skoro już raz schudłam, to nie muszę już więcej pracować nad sobą w tej dziedzinie. Zaczęłam podjadać coraz więcej i coraz mniej ćwiczyć. Najpierw zaczęłam jeść pieczywo codziennie, później kilka razy dziennie, potem zamieniłam pełnoziarniste na białe. Zamiast piec i gotować mięso na parze zaczęłam je coraz częściej smażyć. Widzicie już do czego to zmierza? No i oczywiście słodycze – moja największa bolączka – zaczęłam je jeść dosłownie codziennie.

Gdy w końcu zważyłam się po świętach okazało się, że PRZYTYŁAM 7 kg! To bardzo dużo dla kogoś, kto powinien ważyć 52 kg i mierzy mniej niż 160 cm.

Wróciłam na dietę

Zrozumiałam, że nie wystarczy trochę się ograniczać, że od Nowego Roku muszę wrócić na pełną dietę. Sięgnęłam po znaną mi i tak bliską dietę 17-dniową (cykl przyspieszenie) i postanowiłam, że będę jej przestrzegać tak dokładnie, jak za pierwszym razem. Na moim profilu na Facebooku dzielę się z Wami moimi osiągnięciami i potknięciami na bieżąco. Już pierwszy dzień na diecie uświadomił mi, do jak wielu złych nawyków wróciłam.:

  • zbyt duże porcje i złe proporcje – to owoce i warzywa powinny stanowić większość posiłku; np. obiad powinien składać się w 1/4 z dodatku skrobiowego (kasza, ziemniaki itp.), w 1/4 z mięsa ( lub ryby, tofu itp.), a w 1/2 z warzyw,
  • przestałam jeść warzywa oczyszczające, takie jak kalafior i brokuły, zamieniłam je za to na surówkę z marchwi, która choć bardzo zdrowa jest też bardziej kaloryczna. Odzwyczaiłam się od warzyw kapustnych w czasie karmienia piersią, bo do 8. miesiąca życia moje dziecko po prostu ich nie tolerowało,
  • podjadanie to zdecydowanie mój grzech główny. Właściwie, jakby tak się zastanowić, to pewnie w ciągu dnia jadłam nie 5 razy, ale 7 – 10. Tak częste posiłki są równie niewskazane jak te zbyt rzadkie;
  • złe przekąski – ilekroć poczułam mniejszy głód, nie sięgałam po jogurt czy owoc jak dawniej, ale po kanapkę albo coś słodkiego. I nawet jeśli tym czymś słodkim był kawałek domowego fit ciasta, to i tak na dłuższą metę kosztowało mnie to zbyt wiele kalorii.

Zaopatrzyłam się więc w pokaźny zapas jogurtów, mrożonych warzyw i piersi z kurczaka. Ułożyłam własny tygodniowy jadłospis (znajdziecie go tutaj) i starałam się go przestrzegać. Nie obyło się bez pewnych występków, raz zjadłam np. dwa kawałki pizzy. Ale zbyt rzadko wychodzimy z mężem wieczorem tylko we dwójkę, żebym miała o tą pizzę do siebie pretensje ;). Jeszcze kilka razy zdarzyło mi się nagiąć dietę, ale było to spowodowane zazwyczaj czynnikami niezależnymi ode mnie (co zresztą wkurza mnie znacznie bardziej niż moje własne potknięcie).

Tym razem podczas diety pojawił się jeszcze jeden problem – dziecko.

Odchudzanie z dzieckiem

Tak naprawdę, odkąd urodziłam dziecko, pierwszy raz jestem na diecie odchudzającej. Wcześniej oczywiście odżywiałam się zdrowo i baczyłam na to, co jem, ale nie była to dieta sensu stricto. Nieco obawiałam się odchudzania przy dziecku. Wiedziałam, że teraz będzie trudniej i rzeczywiście było.

  1. Resztki po dziecku wydawały mi się największym problemem. Ileż to razy dojadam po Małym a to pół banana, a to 2/3 kanapki, a to kilka łyżek kaszki. No nic, byłam twarda i chowałam do lodówki, co się dało, resztę wyrzucałam. To dla mnie trudne, bo nie znoszę marnowania jedzenia, ale wiecie co? Ostatnio zauważyłam, że takich resztek jest zdecydowanie mniej. Może więc po prostu zaczęłam lepiej dobierać ilość porcji do apetytu dziecko wiedząc, że nie będzie komu po nim dokończyć.
  2. Dziecko chce zjadać moje jedzenie – to problem, którego w ogóle nie przewidziałam. W diecie 17-dniowej na szczęście nie ma liczenia kalorii ani odmierzania jedzenia wagą kuchenną, ale niektóre pokarmy trzeba przyjmować z umiarem. Mogę np. zjeść tylko 2 porcje owoców dziennie. Obieram sobie pomarańczę i przybiega ten mały łakomczuch i podżera mi kawałek albo dwa. No niby mogłabym wziąć ten brakujący kawałek z drugiej pomarańczy, ale co zrobię z resztą? Teraz zazwyczaj po prostu wiedząc, że dziecko też pewnie jest choć trochę głodne biorę od razu dwie porcje owoców i dzielę je między nas. Z tego względu pewnie czasem zjem pół porcji owocu, czasem półtora. Mówi się trudno, szczęśliwie ta dieta nie jest aż tak rygorystyczna.
  3. To, co dobre dla mnie, niekoniecznie jest dobre dla mojego dziecka. Dieta 17-dniowa jest pełna nabiału, a jajka i jogurty to coś, co moje dziecko uwielbia i może jeść w nieskończoność. Nie do końca mi się to podoba, ponieważ obawiam się, że Mały i tak je nieco zbyt dużo nabiału. Muszę więc albo kitrać się z jedzeniem przed nim albo podzielić się z nim odrobiną (na szczęście mam większą wprawę w operowaniu łyżeczką, więc zdążę zjeść moją porcję zanim on zje więcej niż kilka łyżeczek) albo… po prostu zacisnąć zęby i ominąć jedną z przekąsek, co oczywiście później sprawia, że jestem głodna i zła.
  4. Trudno przestrzegać regularności posiłków – teraz ilekroć jem patrzę na zegarek i staram się planować mój dzień tak, żeby móc zjeść kolejny posiłek za 3 godziny. Niestety, nie zawsze jest to możliwe. Ubranie rozbieganego półtoraroczniaka zimą może trwać nawet godzinę, a po spacerze też muszę zająć najpierw potrzebami dziecka, dopiero później swoimi. Ponieważ akurat teraz moje dziecko postanowiło zrezygnować ze swojej 3 godzinnej drzemki w środku dnia, brakuje mi też czasu na przygotowanie posiłków. Ale powoli przystosowuję się do nowej sytuacji.
  5. Dłuższe wyjścia – najcięższą próba dla moje diety są długie wyjścia, takie na pół dnia. Dieta 17-dniowa, przynajmniej w swojej pierwszej fazie, nie sprzyja jedzeniu na powietrzu. Latem oczywiście można sobie wypić jogurt pitny kupiony w dowolnym markecie, ale zimą przy minusowych temperaturach to nie takie fajne. Pokrojone jabłuszko też je się w rękawiczkach mniej przyjemnie niż drożdżówkę czy batonika. Nie mówiąc już o tym, że jak dziecko zobaczy, że coś jem, to koniecznie musi mi w tym towarzyszyć i jeść też, choćby miało sobie przy tym palce odmrozić.

Na szczęście, coraz lepiej radzę sobie z tymi mniejszymi i większymi problemami. Teraz wiem, że największym wyzwaniem będzie na nowo wprowadzenie zdrowych nawyków żywieniowych (przede wszystkim bez podjadania!), gdy już zakończę dietę.

Podsumowanie

Rozpoczynając dietę ważyłam 59 kg, a cel ustawiłam sobie na 52 kg. Na koniec I fazy ważyłam 56 kg, byłam więc prawie w połowie drogi. Wizualnie zmieniło się sporo: ubyło mi tłuszczu z ud, brzuch stał się znacznie bardziej płaski. Uprawiałam sporo ćwiczeń (głównie 15-minutowe z Anną Lewandowską, więcej na ich temat piszę tutaj), więc na brzuchu wyraźnie zaznaczyła się też linia mięśni. Mam wrażenie, że poprawiła się kondycja mojej skóry, a włosy stały się bardziej miękkie. Chyba też po prostu czuję się ładniejsza, więc znowu bardziej dbam o to, w co się ubieram, więcej uwagi przykładam też do mojego makijażu.

Teraz przede mną nieco łatwiejszy II cykl diety 17-dniowej, w którym pojawiają się już produkty skrobiowe. Hurra! Jeśli chcecie być ze mną na bieżąco, zachęcam Was do śledzenia moje strony na Facebooku.

 

najnowszy najstarszy oceniany
Powiadom o
Sarna
Gość

Ja po kontuzji, a co za tym idzie braku sportu, przybrałam 5kg. Zeszłam na dietę 2000kcal i teraz mając 170cm ważę 60kg, idealnie czułam sie przy 58, wiec juz niedaleko 🙂 , Jestem wielką fanką jedzenia i wolę chudnąć poprzez sport niż diety. Nie mogę się doczekać kiedy wrócę do formy i nie będę musiała sobie odmawiać obfitych obiadów, bo wszystko spale 😉

Rozwój i cele
Gość

Walka o idealną wagę godna podziwu! Jednak dobre nawyki to podstawa. W zeszłym roku odstawiłam cukier i gluten i 5 kg samo zniknęło w 3 miesiące. Teraz wróciłam do cukru i nagle bach! 3 kg więcej w miesiąc. Trzeba będzie znowu się ograniczyć, ale już widzę, że drugi raz jest trudniejszy, niż pierwszy.

Karolina Kary B
Gość

Ja przez siedzący tryb pracy też przybrałam tu i ówdzie. I wiem, jak ciężko to zrzucić. Trzymam kciuki za kolejne sukcesy!

Judyta
Gość

17 dni i takie efekty 🙂 Wow! Trzymam kciuki za dalsze etapy Twojej pracy 🙂

Iza
Gość

O dietach mogłabym mówić przez całą dobę, stosowałam już chyba wszystkie. Niestety, z wiekiem coraz trudniej się chudnie. Samo ograniczanie jedzenia (ja akurat wierzę w odstawienie cukru i węglowodanów, zwłaszcza glutenu) nie pomoże. Potrzeba też ruchu.