Prawie półtora roku temu wyszłam z domu. Na ulicy minęłam się z kobietą. Gigantyczną. Taką z gatunku zaawansowanej otyłości raczej niż nadwagi. Myślę, że nie miała więcej niż dwadzieścia lat, chociaż przy takiej tuszy trudno cokolwiek powiedzieć. Pierwsza myśl, która przyszła mi do głowy, brzmiała „Jak można w ogóle doprowadzić się do takiego stanu?!”.
„Powoli” – zabrzmiała odpowiedź w mojej głowie. Bo to tak jest: idziesz do sklepu i okazuje się, że bluzka w rozmiarze M jest ciasna i trzeba dziś wybrać L. Nie jest to przyjemne, ale z drugiej strony… to przez duży biust, zaniżone rozmiary, właściwie to przed chwilą był obiad i brzuch tylko chwilowo jest jakby taki większy. Szczęśliwie w następnym sklepie już w M się mieścisz i możesz spać spokojnie. Co jakiś czas sytuacja się powtarza, ale przecież rozmiary w sklepach to nie jest najbardziej konsekwentna rzecz na świecie.
Mija rok i sytuacja się powtarza, z tym, że teraz zaczynasz od L i coraz częściej sięgasz po XL. Tak przynajmniej było w moim przypadku. To właśnie tamtego dnia powiedziałam: koniec. I dotrzymałam swojego słowa.
Teraz, ponad rok później i więcej niż 20 kilo mniej, postanowiłam zacząć pisać tego bloga. O odchudzaniu, owszem, ale przede wszystkim o gotowaniu: smacznym i zdrowym, wymagającym i rzucającym wyzwania. Gotowaniu nie tylko dla mnie na diecie, ale o wdrażaniu nowych nawyków w kuchni. Mam nadzieję, że być może poczujecie się zainspirowani i zaczniecie patrzeć na jedzenie w nowy sposób.
Odchudzającym się polecam książkę „Dieta 17dniowa” Mike`a Moreno. To dieta, która nie jest modna ani nowa i która – wbrew tytułowi – nie obiecuje absurdalnie szybkich postępów ani nie wprowadza „magicznych sposobów” na pozbycie się zbędnych kilogramów. Zakłada za to codzienną pracę i rezultaty współmierne do włożonego wysiłku.
tak, tak – chudzi mają lepiej 🙂